Jedna z najbardziej barwnych postaci wśród licznej plejady lekarzy polskich XIX stulecia. Oczywiście, nie był kardiologiem w dzisiejszym tego słowa znaczeniu, bo za jego życia specjalność taka nie mogła być wyodrębniona, aczkolwiek rozpoznano już zupełnie udanie pewne schorzenia układu krążenia, co wiązać należy niewątpliwie z coraz bardziej rozpowszechniającą się nową metodą badania - opukiwaniem i osłuchiwaniem. Prekursorem stosowania auskultacji i perkusji w Warszawie był właśnie F.K. Dworzaczek. Urodził się w tzw. Prusach Zachodnich, w Złotowie. Świadectwo dojrzałości uzyskał w Płocku, co dało mu możliwość wstąpienia na Wydział Lekarski niedawno powstałego Uniwersytetu Warszawskiego.
Dwa lata studiował w Warszawie, następne lata nauki odbył w Berlinie i Lipsku. W 1830 r. uzyskał stopień doktora medycyny w Uniwersytecie Wileńskim (w Warszawie otrzymanie tego stopnia było znacznie trudniejsze). W czasie wojny polsko-rosyjskiej 1830-1831 był lekarzem wojskowym i walczył z dużym jakoby skutkiem z epidemią cholery. Nie wierząc w jej zaraźliwość wykonywał odważnie wiele sekcji na zwłokach zmarłych na tę groźną chorobę. Za swą działalność wojenną był odznaczony złotym krzyżem wojskowym (Virtuti Militari). W latach 1831-1835 przebywał na emigracji, dokształcając się w zawodzie lekarskim w Getyndze, Heidelbergu, wreszcie w Paryżu. Tam właśnie pod niewątpliwym wpływem Laenneca zapoznał się bliżej z perkusją i auskultacją, które po powrocie do Warszawy w roku 1835 pracowicie, niezmiennie propagował. W latach 1835-1837 został młodszym lekarzem szpitala Ewangelickiego. A za wielkim staraniem znanego lekarza Wilhelma Malcza - członka gminy ewangelicko-augsburskiej - naczelnym lekarzem. Władze rosyjskie "epoki paskiewiczowskiej" nie miały zaufania do postawy politycznej F.K. Dworzaczka i w czasie krótkiego pobytu w cesarstwie Mikołaja I pozbawiły go znaczące go stanowiska. Wkrótce stracił wzrok, opuścił ulubioną Warszawę, by osiąść na stałe w wydzierżawionej wsi pod Łęczycą - Królewskiej Topoli. Tam nie zajmował się prawie zupełnie praktyką lekarską. Gorliwie zajmował się zaś filozofią, w tym również filozofią medycyny.
Był za czasów swego kierownictwa w Szpitalu Ewangelickim jednym z najlepszych nauczycieli Tytusa Chałubińskiego. Kilka słów wyjaśnienia, dlaczego zasłużonego, a zapomnianego Dworzaczka należy zaliczyć do zespołu zasłużonych lekarzy kardiologów narodowości polskiej. Powołajmy się na opinię profesora Wszechnicy Jagiellońskiej Fryderyka Hechlla (1795 - 1851), dobrego znajomego Dworzaczka: "Dworzaczek, człowiek genialny i zdatny, ma teraz w Warszawie bardzo dobrą reputację i wielce jest uczynnym. Jest on naczelnym lekarzem Szpitala Ewangelickiego. Niewielki to szpital, ale bardzo porządnie utrzymany; dziś go właśnie z Dworzaczkiem w czasie jego wizyty rannej zwiedzałem i oddać muszę sprawiedliwość koledze, iż w nim bardzo dobrze swych chorych prowadzi i wszyscy go tam bardzo lubią. Jest to człowiek bardzo genialny i wielce trafny diagnostyk, osobliwie, gdzie za pomocą auskultacji lub perkusji o wykrycie siedliska choroby idzie. W tym nawet ma pierwszeństwo przed innymi lekarzami warszawskimi, tak, iż w trudnych przypadkach zawsze jego ustalenia, ile być może, diagnozy na radę wzywają..."
Ta opinia może się wydawać subiektywna. Ale w roku 1843 odbyły się dwa niesłychanie ważne zebrania Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego. Tematem ich był nowy sposób badania fizykalnego chorych na serce i płuca. Posłuchajmy, co na temat perkusji i auskultacji mówił Dworzaczek: "...nie można mniemaniem kolegów niektórych zgodzić się, aby w tej nauce była pewność matematyczna rozpoznawania chorób, bo dobre ich podług tej nauki określenie zależy od osobistej każdego lekarza wprawy. Mogą więc być omyłki, stosownie do większego lub mniejszego wyćwiczenia organu słuchu w rozróżnieniu głosów chorobę wywołujących. Przecież niepewności i pomyłki nie powinny być rachowane do wad nauki, tylko do wad lekarzy, źle w niej wyćwiczonych, lub nawet przy wielkiej wprawie mogących się mylić... Wyznał sam o sobie. że siedem lat pilnie poszukując zmian chorobnych podług nauki nabytej u pierwszych mistrzów paryskich, dopiero w tym roku powziął od dr-a Skody prawdziwe wyobrażenie o znakach chorób serca i o sposobie ich dochodzenia; tak wprawa jest trudna w ich rozpoznawaniu i chociaż może być do wysokiego posunięta stopnia, żaden jednak lekarz nie może w niej stać tak wysoko, jak sama nauka, za pomocą której dziś wiele ukrytych chorób piersiowych rozpoznajemy, o których dawni z domysłu tylko dowiadywali się... Choroby serca były dla nich bardzo ukryte, a my je aż do chorób klap piersiowych tego organu z łatwością rozpoznajemy". W pierwszej połowie XIX wieku uboga była na ziemiach polskich literatura lekarska. Lekarze mało publikowali i to przede wszystkim "przypadki kazuistyczne". Również Dworzaczek, znakomity ówczesny praktyk warszawski, umieścił w Pamiętniku Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego dwie krótkie rozprawki. Pierwsza - Skostnienie klapy piersiowej (1841), raczej teoretyczna, choć prawdopodobnie związana z obserwacją szpitalną - dotyczy niezamkniętego otworu międzyprzedsionkowego, druga, ciekawsza - Wada serca, warta jest króciutkiego omówienia.
Otóż, zgłosił się do szpitala 49-letni mężczyzna, uskarżając się na coraz szybsze męczenie. Osłuchując klatkę piersiową, stwierdzono nad sercem szelest mieszka, a w kilka dni później "szelest tarcia się krwi w przepływie... przechodzi z komórki sercowej do aorty i pluskanie jej po każdym ściągnięciu się serca, gdy ona nie mogąc całkowicie przebyć zaciśnienia w miejscu klap, w części nazad do serca odpływała..." Rozpoznano "skostnienie klap sercowych". Leczenie (stosowano przystawianie pijawek, baniek, naparstnicę, kalomel...) nie przyniosło efektu. W sekcji stwierdzono: powiększenie serca, "Otwór z komórki lewej do aorty bardzo ciasny, klapy tej aorty półksiężycowe skostniałe, skostniałe także i zaciskające przeto otwór przedsionka lewego jego klapy mitrowe..." Być może jest to pierwszy opis stenozy mitralnej i aortalnej w polskim piśmiennictwie lekarskim ze względnie dokładnym opisem zmian anatomo-patologicznych chorego serca.
Wiesław Stembrowicz