Był warszawianinem z wyboru. Urodził się bowiem w Poznaniu w rodzinie kupieckiej. Był Polakiem mimo niemieckiego pochodzenia. Pisał znakomity archeolog, Józef Kostrzewski: "Rzecz ciekawa, że właściciele sklepów, mieszczących się w Bazarze, mieli przeważnie nazwiska niemieckie, choć byli Polakami, np. Rose, Droste, Koppa..." Józef Konstanty (używał raczej imienia drugiego) był przeznaczony do zawodu kupieckiego, jednak praktykę w sklepie swych rodziców przerwał, by uczęszczać do znanego poznańskiego gimnazjum św. Marii Magdaleny, w nim uzyskując świadectwo dojrzałości. Następnie ukończył studia lekarskie na Uniwersytecie Berlińskim, otrzymując stopień doktora medycyny po obronie pracy De leucaemia, napisanej pod wpływem i kierunkiem L. Traubego. Krótki czas pracował w berlińskich szpitalach, potem jako młodszy lekarz w szpitalu poznańskim.
Z chwilą otwarcia w roku 1857 Akademii Medyko-Chirurgicznej, przeniósł się na stałe do Warszawy i tu w wyniku konkursu uzyskał stanowisko ordynatora oddziału kobiecego (chorób wewnętrznych) Szpitala Dzieciątka Jezus. W 1860 roku Rose, będący już docentem, po przedstawieniu pro venia legendi swych prac napisanych wcześniej, ubiegał się o stanowisko adiunkta w klinice terapeutycznej. Z pięciu kandydatów, biorących udział w konkursie, wypadł najlepiej, podobno wygłaszając piękny wykład na temat rozedmy płuc.
W dwa lata po otwarciu Szkoły Głównej mianowano go profesorem nadzwyczajnym, a w roku 1868 profesorem zwyczajnym. Cały czas, prócz kierowania wspomnianym oddziałem chorób wewnętrznych, prowadził wykłady, początkowo historii medycyny i propedeutyki lekarskiej, później patologii i terapii ogólnej. Był jednym z trzech kandydatów do objęcia proponowanej drugiej kliniki terapeutycznej, jednak niezrozumiały do dziś sprzeciw T. Chałubińskiego, kierownika jedynej kliniki tego rodzaju w Wydziale Lekarskim Szkoły Głównej oraz zastąpienie rychłe polskiej uczelni Cesarskim Uniwersytetem Warszawskim przekreśliły te, jak najbardziej słuszne zamierzenia.
Jak znakomitym był lekarzem i wykładowcą, niestety zapomniany dziś Rose, świadczy mało znany fakt zaproponowania mu Katedry Chorób Wewnętrznych na Uniwersytecie Jagiellońskim po niespodziewanej śmierci następcy sławnego Józefa Dietla - Karola Gilewskiego (1871 r.). Rose zaszczytną propozycję odrzucił, tłumacząc się rzekomo złym stanem zdrowia. Sądzi się, iż odmowę Rosego spowodowały przywiązanie do Warszawy i znakomita praktyka lekarska. Był chyba pierwszym po Ferdynandzie Karolu Dworzaczku (1804 -1877), którego domeną działania lekarskiego w tzw. chorobach wewnętrznych był narząd krążenia.
Nie publikował dużo, ale to co zostawił w swej spuściźnie naukowej, pozwala zaliczyć go w poczet pierwszych kardiologów polskich. Znakomitym dziełem Rosego była i pozostała w jakimś sensie pomnikowa Diagnostyka fizyczna chorób płuc i serca z szczególnym względem na auskultacyą i perkussyą. Książka, a właściwie treściwy podręcznik dla studentów i lekarzy, chcących zainteresować się wciąż nową jeszcze metodą badania, liczy 167 stronic, a dzieli się na dwie części. Pierwsza mówi o "narzędziu oddechowem", druga, nieco krótsza, zajmuje się "sercem". Skromny autor w przedmowie pisze: "Zabierając się do pracy, wiedziałem, że ogłaszam rzeczy, choć niedawne jeszcze, jednakże powszechnie znajome; wiedziałem, że do nich nie dodam nic prawie z własnych pomysłów. Pomimo tego sądzę, że wobec ubóstwa naszej literatury medycznej, praca moja przyniesie niejakie korzyści uczącej się młodzieży..."
Prawie każdy podręcznik jest w jakimś stopniu kompilacją, chodzi o to, by był dobrze i przystępnie napisany. Książka Rosego wypełnia te zadania. W tym samym 1860 roku, w którym wyszedł omawiany podręcznik, ukazał się obszerny artykuł Rosego, zatytułowany O tonie i szmerze diastolicznym serca i znaczeniu ich semiotycznym. Rose pisał: "W chwili kolejno po sobie następującego kurczenia i rozkurczania się komórek słychać, przyłożywszy ucho do okolicy sercowej, wyraźnie dwa tony, po sobie szybko następujące i dłuższą cokolwiek pauzę od następujących dwóch tonów; pierwszy z nich, jednoczesny z systolą... nazywamy systolicznym. Drugi, przypadający na diastolę, nosi tym samym diastoliczne nazwisko..." Autor zajmuje się dalej tonem diastolicznym, podając odmienne teorie Skody i Bambergera na temat jego powstawania, optując za Bambergerem. Podaje też za innymi możliwość powstawania szmerów presystolicznych i prediastolicznych, nie przyznając im większego znaczenia diagnostycznego. Pisząc o szmerach nad sercem jest zdania, że mogą być one związane z zapaleniami ostrymi i przewlekłymi. A nader często ich przyczyną jest miażdżyca zastawek aorty.
Szkoda, że mało publikował, jak prawie wszyscy w jego czasach koledzy warszawscy, ale to, co pozostało z jego twórczości piśmienniczej, jest wartościowe i zalicza się do najlepszych prac, wtedy na terenach Polski powstałych.
Wiesław Stembrowicz